Smutni panowie i faceci w czerni
O „wywiadowcy”, który nawiedził nieszczęśnika od „warjata” i „Madery”, moglibyśmy dziś powiedzieć, że był facetem w czerni, smutnym panem lub może nawet smutnym panem w garniturze (bo z opisu wynika, że marynarkę miał).
Wyrażenie smutni panowie ma już, zdaje się, status frazemu, na co wskazywałaby jego obecność wśród haseł słownika miejski.pl. Wygląda na to, że nie jest ono jednak wystarczająco rozpowszechnione w świadomości ogółu, gdyż niektórzy nie znają jego znaczenia – czemu zresztą dają wyraz w pytaniach.
Otóż smutni panowie to agenci przeróżnych służb, pukający do drzwi niespodziewających się ich wizyty obywateli. Taka wizyta, nawiasem pisząc, zwykle zwiastuje niebezpieczeństwo, o czym mógł przekonać się wspomniany na początku student Kalicki. Kalicki oczywiście nie nazwałby swego „gościa” (swoją drogą mądrzy Rosjanie nie bez racji mawiają, że nieproszony gość gorszy jest od Tatara) smutnym panem, bo w 1932 r. się tak jeszcze nie mówiło.
Sam nie wybiegałbym w odgadywaniu chronologii zbyt daleko w przeszłość, bo ten reprodukt wydawał mi się stosunkowo nowy. Okazuje się, że oczywiście pomyliłbym się, bo funkcjonował on już w pewnym stopniu w PRL-u – wniosek z tego taki, że introspekcja czasami nie popłaca!

Wcześnie, prawda? Powyższy fragment pochodzi z… opisu Soboru watykańskiego II; natomiast smutni panowie to przedstawiciele służb pilnujących bezpieczeństwa hierarchów.